Wierszokletyzm. Przed Upadkiem.

Upadam nie dotykam ziemi. 
Lecę w dół spadam bez końca. 
Sparaliżowane mam mięśnie 
I sparaliżowane myślenie. 
Każdego dnia potykam się 
O własne porażki się przewracam.
Lecę długi czas już tak bardzo 
Mocno chciałbym uderzyć 
O ziemię nigdy nie wstać już.
Chyba nie boję się już nie 
Boję się śmierci spotkania
Z nią jej widoku i dotyku. 
Flirtowałem z nią długi czas 
Odkąd pamiętam moja kochanka
Była obecna z nią filtrowałem 
Powietrze które wdychałem to
Dzięki niej oddycham i czuję chyba
Już tylko jej pragnę obok siebie.
Jest gdzieś tam daleko światło
Niewyraźne i tajemnicze blade 
Światło pomiędzy mrokiem tego
Gorzkiego świata a bólem moim
Zaschniętym w suchym potoku 
Łez przezroczystych które  
Światło to rozczepiały by do mnie
Trafiło i mnie otuliło samotnego.
Ale ja już od dawna jestem ślepy
Nic nie widzę i nawet gdy oczy 
Otwieram to ciemności są takie
Same zaglądają w głąb mojej
Duszy umartwionej i starej co
Do uścisku snu wiecznego rwie
Się by czasem ostatni raz się
Udławić i w nim utonąć.

Komentarze

Posty Najchętniej Czytane

Pamiętnik Samobójcy. Przyjaciel.